W Los Angeles i okolicach z Álex González

Anonim

Obserwatorium Griffitha w Los Angeles

W Los Angeles i okolicach z Álex González

Alex Gonzalez jest premiera. Jak tylko będziesz mieć telewizję w domu lub często z roztargnieniem sprawdzasz swoją oś czasu na Instagramie, już to wiesz Żyj bez pozwolenia, nowa seria Telecino pojawia się na grillu. W nim González gra jednego z bohaterów, Mario Mendoza, prawnik, który nie waha się wymyślić własnego planu zostania następcą Nemo Bandeiry, jego ojciec chrzestny i potężny handlarz narkotyków, u którego właśnie zdiagnozowano Alzheimera i szuka kogoś, kto będzie kontynuował jego spuściznę.

Innymi słowy, Álex González gra złego faceta. „Potrzebowaliśmy uroczego skurwysyna i myślę, że ma najseksowniejszy nieuczciwy uśmiech w Hiszpanii” , zapewnione miesiące temu Aitor Gabilondo, producent i scenarzysta dla Alea Media, firmy producenckiej zajmującej się fikcją.

W Los Angeles i okolicach z Álex González

Álex González podczas wydarzenia

I bardzo trudno nam w to uwierzyć, o złej grze, bo aktor uśmiecha się, gdy mówi, odpowiada z czasem, na jaki zasługuje, na każde pytanie i jeśli jet lag utrudnia mu to, zatrzymuje się, śmieje się i pyta, czy możemy zacząć od nowa.

„Mario archetypowo przedstawia historię złoczyńcy i wiele mnie to kosztowało. Nie wiedziałem, jakie to było trudne, dopóki już to nie robiłem i w pierwszym rozdziale to nie wyszło. Uwielbiałem, że to nie wyszło (…), lubiłem się zgubić, a w tym zgubieniu ciężko pracowałem i w końcu to znalazłem” – wyjaśnia Traveller.es González podczas BMW Urban Xcape.

" Najpierw dowiedziałem się, że osądzam go, bo zły facet nie myśli, że jest zły, a potem połączyłem się z postacią poprzez jego zranienie. Mario jest bardzo ambitną postacią, ale skąd bierze się ta ambicja? W jego przypadku od sieroty: robi wszystko, co robi z miłości do ojca, żeby go pokochał i w końcu okazuje się, że zostawił go poza spadkiem i nie jest tak materiał, ale afektywny” – mówi.

Aby kręcić Live bez pozwolenia, Álex Gónzalez wrócił do Hiszpanii z ** Los Angeles , miasta, do którego udał się na kilka miesięcy, co skończyło się na nieco ponad roku** po ukończeniu El Príncipe.

Zawodowo, jako aktor, dba o to nie czułem nic szczególnego mieszkając w mieście, „nawet przy znaku Hollywood”. Z drugiej strony osobiście tak. „Los Angeles ma ten kontrast: jesteś w śródmieściu lub w Hollywood i jest to jak potworne, w dobrym tego słowa znaczeniu, ponieważ jest to bardzo konkurencyjne miasto; ale nagle masz wybrzeże: Malibu, Santa Monica, Wenecja, Marina del Rey, Palos Verdes… Wtedy masz pustynia, góry i ta część Los Angeles, którą kocham”.

Aby cieszyć się tymi kontrastami, Álex González uczynił miasto swoim własnym, zabrał je na swoją ziemię i „zabarykadował się” w niektórych miejscach, takich jak Wenecja, gdzie mieszkał praktycznie przez cały pierwszy rok pobytu. „To cudowne, dzieje się tak, że jest bardzo daleko od miejsca, w którym pracujesz i gdzie odbywają się castingi”.

To nie powstrzymało jej przed uzależnieniem się od niego. „Istnieje ulica, która jest dla mnie niezbędna i uwielbiam ją: opat Kinney. Jest tam restauracja, która moim zdaniem jest moją ulubioną. Nazywa się Gjelina i uwielbiam jej grzybową pizzę. Menu jest wspaniałe, nie ma wielu rzeczy, ale uwielbiam te, które mają. Dodatkowo masz możliwość, że jeśli nie masz miejsca w środku, którego prawie nigdy nie masz, bo nie jest zbyt duże, można go zamówić i zjeść w alejce obok, ozdobionej roślinami. Tam zawsze jest miejsce. Kiedy ktoś przychodzi do mnie, zawsze jedziemy do Wenecji, spacerujemy, idziemy na plażę, a potem tam idziemy i bardzo kocham tę alejkę – mówi.

W tak dużym mieście, do którego wszyscy „jadą po głowę lwa do domu”, trzeba się rozłączyć. Miejsce? — Powiedziałbym, że w Obserwatorium Griffitha. Jeśli zdecydujesz się na spacer, samo dotarcie na miejsce jest rodzajem medytacji. Idziesz i trudno Ci natknąć się na wielu ludzi. Kiedy już tam dotrzesz, widok jest piękny: możesz zobaczyć całe Los Angeles i jest bardzo piękne”.

A ponieważ człowiek nie tylko mieszka w Los Angeles, Álex González jest w stanie w mniej niż minutę narysować trasę swoich najważniejszych wycieczek po okolicy.

Tym, którzy już ją znają i mają kilka dni, poleca „wyjechać na północ, do Big Sur. Gdybyśmy poszli na południe w kierunku San Diego, Musisz zrobić obowiązkowy przystanek w Encinitas, mieście surfingu, które kocham”.

W Los Angeles i okolicach z Álex González

Encinitas

Jeśli jesteś jednym z tych, którzy mają premierę w okolicy, aktor ściąga klasykę. „Jak podróż samochodem, Kiedy po raz pierwszy pojechałem do Los Angeles, poleciałem do San Francisco, wynająłem tam samochód i pojechałem autostradą 1. To trwa trochę dłużej, ale idziesz wzdłuż wybrzeża.

Raz w Los Angeles, skierował się do Monument Valley i Wielkiego Kanionu. „Całkowicie nieświadomy, obliczyłem, że spędzę trzy dni w Monument Valley i jeden w Wielkim Kanionie; ale w Monument Valle nie ma nic do zobaczenia. To droga i pustynia. Tak, to prawda, że jest tam bardzo piękne miejsce zwane Cathedral Rock i że ludzie, którzy rozumieją te kwestie, mówią, że ma bardzo potężną energię. To ciekawe miejsce z ten kamień w kształcie katedry a ja, nie wiem, czy zmotywowany przez wszystkich, którzy mi o tym powiedzieli, w końcu uwierzyłem w tę sprawę z energią”.

Stamtąd udał się do Wielkiego Kanionu. „Zmieniłem trasę, spędziłem tam trzy dni i zszedłem zobaczyć rzekę. Potem pojechałem aż do Vegas.

Prawie 2000 kilometrów za kierownicą. „To wszystko jest bardzo długie, z kilkoma zakrętami i może być trochę nudne. Właściwie trzeba uważać, żeby nie zasnąć, bo można przejechać 100 kilometrów bez jednego zakrętu; ale z drugiej strony, krajobrazy zapierają dech w piersiach. Jeśli jesteś przyzwyczajony do Europy, nagle pojawia się inny rodzaj krajobrazu, w którym tak daleko, jak okiem sięgnąć, nie ma nic, tylko pustynia. To naprawdę zrobiło na mnie wrażenie”.

W Los Angeles i okolicach z Álex González

Katedra Skała

Wśród wskazówek, jak zmierzyć się z wielogodzinną podróżą za kółkiem, Álex González, który naprawdę lubi jeździć, poleca „Miej kilka list odtwarzania i przygotuj je. Nie jedź i nie oglądaj piosenek.

Twoja obowiązkowa piosenka w drodze? „Wiadro” autorstwa Kings Of Leon. Wersja karaoke też. Na mojej liście odtwarzania, kiedy mam zamiar dużo jeździć na wycieczce samochodowej, nie mogę przegapić karaoke”.

Czytaj więcej