To musiała być Afryka! Rodzinna przygoda przez najbardziej fascynujący kontynent

Anonim

Afryka musiała być przygodą fotografki Anne Menke i jej rodziny

Jacques, Enzo i Luke w drodze do Thagazu.

W obliczu tak dużej globalnej niepewności rozważamy w domu jak sprawić, by nasze dzieci zrozumiały kontynent taki jak Afryka . Mój mąż pochodzi z RPA, więc spokojnie wymyśliliśmy, bo nie wyobrażaliśmy sobie lotu do Kapsztadu jako jedynego miejsca, w którym można odkrywać nasze rodzinne dziedzictwo.

Powiedział i (miesiące później) zrobił: marzenie o wyruszaniu na północ i stopniowym zjeżdżaniu przez kilka przystanków stało się rzeczywistością po roku planowania wszystko. Byliśmy gotowi na dwumiesięczną przygodę, nie wiedząc, że zbliża się globalna pandemia. Ale to inna historia, a raczej koniec tej. Zacznijmy od początku.

Pakowanie nie było łatwym zadaniem, ponieważ mieliśmy do czynienia z 21 lotami i różnymi klimatami, z których pierwszy to suche i jednocześnie bardzo atlantyckie Maroko. To właśnie w Marrakeszu rozpoczęliśmy przygodę; trzy dni chłonąc egzotyczne aromaty, dźwięki i migawki Medyny. To było niezapomniane widzieć dzieci będące częścią wielkiego placu, podziwiając zaklinaczy węży, poskramiaczy małp, muzyków i całe to pstrokate szaleństwo.

Afryka musiała być przygodą fotografki Anne Menke i jej rodziny

Dzieci fotografa wraz z innymi dziećmi w Pellsrus, Jeffreys Bay, przy wsparciu Rebel Surf Boards.

Po takim nagromadzeniu wrażeń przygotowaliśmy się do dziesięciogodzinnej podróży jeepem – dzięki uprzejmości Umnya Dune Camp – w kierunku Sahary. Dwie godziny po rozpoczęciu drogi dotarliśmy do Tented Camp, mirażu pośrodku pustkowia, gdzie powitali nas miętową herbatą i ciastkami. świeżo upieczone Biegliśmy przez wydmy w kierunku naszych namiotów i na takie piękno opadły nam szczęki.

Nie było w promieniu wielu mil tylko piasek i ani śladu hałasu, z wyjątkiem naszego własnego oddechu i szumu wiatru. Spędziliśmy tam dwa magiczne dni jedząc domowy tagine, ciesząc się rozgwieżdżonymi nocami, odwiedzając nomadów, surfując po piasku i jeżdżąc na wielbłądach. Naszym następnym przystankiem był Taghazout, a? mała wioska surfingowa w okolicach Agadiru, z której ze smutkiem, ale i adrenaliną żegnamy się z Marokiem nowych przygód.

Afryka musiała być przygodą fotografki Anne Menke i jej rodziny

Strony zaczerpnięte z dziennika podróży jednego z synów fotografki Anne Menke.

czeka na nas Dakar, skąd drewnianą łodzią płyniemy na wyspę Ngor. Tam odpoczywaliśmy niesamowitym spacerem o zachodzie słońca, podczas którego mogliśmy podziwiać piękne mozaiki i obrazy a także Ngor Rights, epicentrum najdoskonalszych fal i raju surfingowego. Świetnie się bawiliśmy poznając miejscowi w wodzie, którzy przywitali nas z uśmiechem. Zmiażdżenie przed tak wielką sympatią to było natychmiastowe.

Następne dni zwiedzamy stolicę Senegalu, jej rynki i gorączkowe życie, a także miejsca takie jak wspaniała restauracja Chez Loutcha i, godzinę drogi, piękną La Rose, słonowodne jezioro, które ma różowawy kolor dzięki żyjącym w nim algom. Tydzień później spakowaliśmy się ponownie i zaczęliśmy wyjazd na Wyspy Zielonego Przylądka, dwie godziny z Dakaru, aby pozostać na wyspie Sal przez trzy dni. Tam spotkaliśmy Willy'ego, miejscowego chłopaka, z którym surfowaliśmy i z którym nasz syn Luke znalazł rajski kitesurfing, a wiatr ich zachęcał.

Również odwiedziliśmy Shark Bay i widzieliśmy, jak pływają obok nas małe rekiny cytrynowe. Po tym krótkim skoku na archipelag wracamy do kontynentalnej Afryki... bo czekała na nas Kenia. Kiedy przyjechaliśmy, mieliśmy tylko? 24 godziny w Nairobi, więc zaplanowaliśmy wizytę w Sheldrick Trust Elephant Orphanage i Giraffe Center.

Afryka musiała być przygodą fotografki Anne Menke i jej rodziny

Pingwiny w Cape Point w RPA.

Dzieci adoptowali słonie ze swoich oszczędności i mogli zatrzymać dzieci, które poznali w sierocińcu. Następnego ranka obudziliśmy się wcześnie i polecieliśmy samolotem do Tanzanii. Nie mogliśmy uwierzyć, że wreszcie nadszedł czas na safari! Po wylądowaniu w Trawiasty tor w Grumeti przywitał nas Kim, naszym przewodnikiem i kierowcą przez kolejne sześć dni. Podczas krótkiego spaceru do domu Singita Serengeti przedstawienie się zaczęło: słonie i zebry przeszły przez ulicę na naszych zdumionych oczach. I jeszcze nic nie widzieliśmy.

Kiedy dotrzemy do nasz apartament z trzema sypialniami z widokiem na sawannę już ogarnął nasze zdumienie. Kolejne dni wypełnione były lunchami w plenerze, widoki słoni szukających jedzenia w krzakach przy basenie, drinki o zachodzie słońca z lokalnymi tańcami i grupami muzycznymi Udaliśmy się do Faru Faru Lodge i odkryliśmy kolejne bardzo wyjątkowe doświadczenie, tym razem w innym zakątku rezerwatu Grumeti. Bardzo trudno było się pożegnać po pięciu takich magicznych dniach, w których pozostawiliśmy niezatarte chwile.

Afryka musiała być przygodą fotografki Anne Menke i jej rodziny

Safari w Tanzanii z Singitą.

Ale musiałeś iść dalej podążać na południe. Dokładniej w Johannesburgu. Tam, w Satyagraha House, rezydencji Gandhiego podczas jego wczesnych lat w RPA, teraz przekształconej w hotel, weryfikujemy piękno miejsca, które jest jednocześnie muzeum ogromnej urody.

Następnego ranka wystartowaliśmy wcześnie w kierunku Singita Lebombo, w Parku Narodowym Krueger. Po kolejnym lądowaniu w szczerym polu pojechaliśmy do zupełnie innego krajobrazu: Lebombo znajduje się nad rzeką i oferuje wspaniałe widoki z luksusowych kabin. Tam bawiliśmy się w długie safari, podążaliśmy śladami, które zaprowadziły nas do kryjówki nosorożca, próbowaliśmy podążać godzinny pęd geparda i obserwowanie lwów polujących nocą. Niespodzianka na lunch nad rzeką była kolejnym z tych momentów które na zawsze pozostaną w naszej pamięci.

Afryka musiała być przygodą fotografki Anne Menke i jej rodziny

Słoń Roho, osierocony przez kłusownictwo, widziany przez jednego z dziecięcych bohaterów tej historii.

Surferska dusza naszej rodziny bardzo chciała wrócić na brzeg i jeździć w poszukiwaniu najlepszych fal. Jeffreys Bay jest znane jako jedno z najlepszych miejsc na świecie, aby je znaleźć, z małym miasteczkiem otoczonym pięknymi wydmami. Mieszkaliśmy w wymarzonej willi w African Perfection, jedliśmy braai (jak nazywają grilla w RPA), widzieliśmy delfiny razem z surferami i cieszyliśmy się najlepszym śniadaniem? – i odżywcze koktajle! – miasta.

Właściwie od razu zdecydowaliśmy, że możemy zamieszkać w Jeffreys Bay. Nasz przyjaciel Thys, właściciel Rebel Surfboards, zaprosił nas na spotkanie z dziećmi Pellsrus, rozwijającej się społeczności, z którą wykonuje godną pochwały pracę. a nasze dzieci nie mogły być bardziej podekscytowane wejściem do wody ze swoimi nowymi przyjaciółmi, którzy również byli doskonałymi surferami.

Minął tydzień i kontynuujemy podróż na południe do Kapsztadu, gdzie spędzimy dwie noce w Victoria Bay. To był nasz ostatni przystanek na wycieczce która, nie zapominajmy, miała ważny cel: poznać naszą rodzinę i przyjaciół, połączyć się z częścią nas. Czekali przed nami trzy tygodnie poświęcone na ściskanie miasta, ale Covid-19 dotarł na naszą trasę i dlatego nastąpiło gwałtowne pożegnanie. Wciąż nigdy nie zapomnimy dzień, w którym jechaliśmy przez cały dzień do dotrzeć do Punta del Cabo i przywitać się z pingwinami w Fish Hoek. To było tam, po drugiej stronie, gdzie wszystko się zaczęło, kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że Afryka jak żadne inne miejsce na świecie potrafi znaleźć miejsce w sercu, aby zasiej chęć powrotu. Pragnienie więcej. I tak będzie.

Czytaj więcej